Kuźnia Kampanierów - logo

Z frontu

Walka z prawdą

John Stauber jest Amerykaninem, redaktorem kwartalnika PR Watch i założycielem Centrum Mediów i Demokracji. Jego praca polega na odkrywaniu sposobów działania Public Relations (dalej PR) i pomocy ludziom w ich zrozumieniu. Przez ponad 20 lat pracował jako watchdog journalist , organizator kampanii związanych z ekologią, pokojem, problemami lokalnych środowisk. Jak mówi, w pewnym momencie dostrzegł, że opinia społeczna w przypadku każdego z problemów, którymi się zajmował jest kształtowana przez wpływowe, politycznie powiązane firmy PR, posiadające niemal nieograniczone budżety. "Public relations jest perwersją demokracji. Poczułem, że muszę się za to wziąć".

W jaki sposób toczy się dziś wojna propagandowa?

Kluczem jest niewidzialność. Kiedy propaganda staje się widzialna, staje się mniej efektywna. Public Relations efektywnie manipuluje opinią publiczną - i przez to pośrednio polityką - wtedy, gdy ludzie wierzą, że przekaz dyskretnie dostarczony w ramach kampanii PR nie jest wcale propagandą, ale po prostu zdroworozsądkowym twierdzeniem lub ogólnie akceptowaną rzeczywistością. Np. w ramach wspólnoty naukowej istnieje zgoda co do tego, że globalne ocieplenie jest realnym zagrożeniem, a spalanie paliw kopalnych stanowi główną przyczynę problemu. Ale dla przemysłu naftowego, samochodowego, węglowego i innych, które swoje dochody zawdzięczają konsumpcji paliw kopalnych jest to tylko niewygodną informacją, którą należy zakwestionować, ponieważ mogłaby ona prowadzić do takiej polityki społecznej, która byłaby w stanie zagrozić ich zyskom. Tak więc z pomocą firm PR tworzą i finansują takie przybudówki jak Global Climate Coalition. Następnie taka organizacja wybiera, promuje i publikuje naukowców, którzy ogłaszają, że globalne ocieplenie to mit oraz przedstawiają prawdziwe dowody globalnej zmiany klimatu jako "pseudonaukę" promowaną przez zainteresowane tylko sobą organizacje ekologiczne, które chcą przestraszyć ludzi, by wyciągnąć od nich pieniądze.

Kolejną "frontową" organizacją jest Hudson Institute, znany sztab ekspertów promujący pogląd, według którego globalne ocieplenie będzie korzystne! Jest on finansowany m. in. przez Amerykańskie Stowarzyszenie Przewozów Ciężarowych, Ford Motor Company, Bombardier, McDonnnel Douglas. Global Climate Coalition i Hudson Institute są rutynowo cytowane w mediach, gdzie promują swoje przesłanie: "Nie martw się - spalaj więcej ropy, gazu, węgla". W celu zdezorientowania opinii publicznej oraz manipulowania nią dla własnych korzyści korporacje wydają miliardy dolarów rocznie wynajmując agencje PR w celu urabiania prasy, dyskredytowania krytyków, inwigilowania i korumpowania różnych organizacji, używając badań opinii publicznej w celu odnalezienia takich obrazów i komunikatów, które najlepiej oddziaływują na docelową grupę odbiorców.

Z oczywistych powodów Public Relations jest dość tajemniczym przemysłem: firmy PR nie lubią ujawniać swoich klientów. Jednakże niektórych z nich udaję się zidentyfikować. Oto lista zaledwie niewielkiej części klientów Burson-Marsteller, największej firmy PR na świecie: NBC, Philip Morris, UNITA w Angoli, stan Alaska, Ford Motor Company, Coca Cola, Genentech, przemysł drzewny Kolumbii Brytyjskiej, General Electric, Monsanto, AT&T, Chevron, DuPont, Procter&Gamble, Nestle, McDonnell Douglas oraz rządy Kenii, Indonezji, Argentyny, Salwadoru, Włoch, Meksyku, Arabii Saudyjskiej i Nigerii.

Ta lista zawiera wszystko: od korporacji biotechnologicznych po ludobójcze rządy!

BursonMarsteller jest tylko jedną z firm PR będących własnością agencji reklamowej Young&Rubicam. Istnieje całe mnóstwo innych firm PR, o których większość z nas w życiu nie słyszała, ale których wpływ odczuwamy wszyscy.

Sam Burson-Marsteller ma 2200 agentów PR w ponad 30 krajach. W swoich materiałach promocyjnych firma twierdzi, że jej międzynarodowe operacje są "zintegrowane elektronicznie i filozoficznie w celu dostarczania jednego wzorcowego standardu." Twierdzi, że "rolą komunikacji jest zarządzanie wrażeniami, które wywołują pożądane zachowania tworzące oczekiwane wyniki biznesowe" oraz że jej misją jest pomaganie klientom "w zarządzaniu problemami poprzez wpływ - w odpowiednich proporcjach - na postawy społeczne, opinię publiczną, zachowania społeczne i politykę społeczną."

Czemu nie czytamy o tych ukrytych manipulacjach w mediach?

Przede wszystkim dlatego, że główne media informacyjne, będące własnością korporacji, są zależne od PR. W rzeczywistości połowa wszystkich wiadomości pochodzi z firm PR. Jeśli jesteś leniwym dziennikarzem, wydawcą lub szefem programu informacyjnego, jest ci po prostu łatwiej puścić dziesiątki informacji prasowych i relacji, które każdego dnia za darmo trafiają do ciebie z firm PR.
Pamiętaj, podstawowym źródłem dochodu mediów jest ponad 100 miliardów dolarów rocznie, które korporacje wydają na reklamę. Firmy PR są własnością agencji reklamowych, tak więc te same kompanie, które produkują reklamy warte tyle pieniędzy wybierają informacje, które znajdą się w wiadomościach, kultywują dobre relacje z dziennikarzami i kontrolują dostęp reporterów do przedsiębiorstw, które reprezentują oraz ich kadry zarządzającej. W samej rzeczy spośród około 160.000 agentów PR w USA, mniej więcej jedna trzecia zaczynała karierę jako dziennikarze. Któż może lepiej manipulować mediami niż byli reporterzy i redaktorzy? Badający tę sprawę dziennikarz Mark Dowie ocenia, że liczba zawodowych agentów PR przewyższa w USA liczbę rzetelnie pracujących dziennikarzy.

Gdzie znajduje się w tym równaniu polityka?

PR jest dziś nierozłączny od lobbyingu, tworzenia polityki społecznej i umieszczania konkretnych ludzi na stanowiskach publicznych. Być może przemysł PR jest teraz najpotężniejszą instytucją polityczną na świecie. Przejmuje demokratyczne prawa milionów by działać na korzyść wielkiego biznesu - poprzez ogłupianie społeczeństwa w najbardziej istotnych dla niego sprawach.

Ale co jest złego w PR, jeśli ta działalność nie jest nielegalna i każdy jej używa?

W większości PR nie ma nic złego, np. w dostarczaniu notatek prasowych, argumentowaniu swojego stanowiska, komunikowaniu swego przesłania. Każdy - włączając mnie samego - kto chce przekazać jakaś ideę, sprzedać produkt, lub wpłynąć na innych obywateli stosuje techniki, które pasują do definicji PR. Jednakże dziś, z powodu ogromnych kosztów, PR stał się wielkim, potężnym, niewidocznym medium dostępnym tylko dla bogatych jednostek, wielkich korporacji oraz dla rządów i agencji rządowych. Celem tych wszystkich kampanii nie jest wspomaganie demokracji lub promocja dobra społecznego, ale zwiększanie władzy i zysku klientów płacących rachunki. To całościowe zarządzanie opinią publiczną i polityką jest całkowicie sprzeczne z zasadami demokracji i wpływa na nią destrukcyjnie.

Co więcej, PR powołują teraz często sztuczne organizacje pozarządowe działające na korzyść ich klientów po to, aby stworzyć wrażenie publicznego poparcia dla swoich programów.

W jaki sposób ludzie z PR odpowiadają na te zarzuty?

Prywatnie ich odpowiedzi są niezmienne: "Masz rację, jest nawet gorzej". Natomiast publicznie mówią: "Czy jesteś przeciwko wolności słowa? Korporacje i bogaci mają prawo starać się, żeby ich głos był słyszany i my to właśnie robimy. To właśnie jest demokracja w działaniu."

W jaki sposób PR osiągnął taką władzę?

PR jest produktem XX wieku. Wyrósł na gruncie największej kampanii propagandowej w swoim czasie, którą toczyła administracja Woodrowa Wilsona w celu zyskania aprobaty społeczeństwa amerykańskiego dla idei wysłania wojsk na fronty pierwszej wojny światowej. W tamtym czasie byliśmy znacznie bardziej izolacjonistyczni niż dziś. Wielki ocean dzielił nas od Europy i większość Amerykanów nie chciała być wciągnięta w coś, co uważała za europejską wojnę.

W rzeczywistości obywatele prawie zawsze nie mają ochoty iść na wojnę. Weźmy wojnę w Zatoce Perskiej w 1991. Teraz już wiemy, że rodzina królewska rządząca Kuwejtem wynajęła aż 20 firm PR, prawniczych i zajmujących się lobbyingiem, aby przekonać Amerykanów do poparcia działań wojennych. Tylko jedna firma PR, Hill & Knowlton skasowała ponad 10 milionów dolarów.

Wyprodukowała ona i rozpowszechniła dziesiątki gotowych materiałów video, które zostały nadane jako informacje przez stacje i sieci telewizyjne na całym świecie. To właśnie Hill & Knowlton zaaranżowała niesławne, fałszywe przesłuchanie przed Kongresem, w którym córka ambasadora Kuwejtu, występując anonimowo, fałszywie zeznała, że widziała żołnierzy irackich wyciągających mnóstwo niemowląt z inkubatorów w szpitalach i pozwalających im umrzeć. Jej zeznanie było kompletnie spreparowane, lecz każdy, od Amnesty International do prezydenta George’a Bush’a powtarzał je raz za razem jako dowód, że Sadam Hussajn jest wcieleniem zła. Sam Zakhem, były amabasador USA w Kuwejcie przelał kolejne prawie 8 milionów dolarów na dwie sztuczne grupy "obywatelskie": Oddział Specjalny Wolność i Koalicję dla Amerykanów w Niebezpieczeństwie, aby opłacały one reklamy w TV i gazetach oraz na pensję dla 50 stałych mówców podczas pro-wojennych wieców.

Studium opublikowane później przez University of Massachusetts pokazywało, że im dłużej ludzie oglądali telewizję, tym mniej faktów znali i tym bardziej popierali wojnę.

Wróćmy jednak do historii. Po sukcesie propagandowym związanym z pierwszą wojną światową praktycy PR zaangażowani w tę kampanię zaczęli szukać klientów w sferach biznesu. Jednym z tych prekursorów PR był Edward Bernays. Bernays był z pewnością jedną z najbardziej zadziwiających i wpływowych osób naszego wieku. Był bratankiem Zygmunta Freuda, najpierw popularyzował freudyzm w USA, a później używał tego pokrewieństwa w celu promowania samego siebie. Korzystając z technik psychoanalizy swego wuja, Bernays rozwinął naukową metodę zarządzania zachowaniem, któremu nadał nazwę public relations.

Wierząc, że demokracja potrzebuje mądrych i ukrytych manipulatorów, Bernays był dumny z bycia propagandzistą i napisał w swojej książce Propaganda: "Jeśli rozumiemy mechanizmy i motywy grupowej świadomości, stajemy przed możliwością kontroli i dyscypliny mas zgodnie z naszą wolą, a bez ich wiedzy". Nazywał to "inżynierią zgody" i proponował, by "ci, którzy manipulują tymi ukrytymi mechanizmami społecznymi stanowili niewidoczny rząd będący prawdziwą siłą kierującą naszym krajem... W większości działań naszego normalnego życia, czy to w polityce czy w biznesie, w zachowaniach społecznych czy postawach etycznych, jesteśmy zdominowani przez względnie małą liczbę osób, które pociągają za sznurki kontrolujące społeczną jaźń."

Wydaje się, że Bernaysowi dopiero w latach 30-tych zaświtało, że jego nauka propagandy może być użyta w celu zniszczenia demokracji i dla promocji faszyzmu. Stało się to wówczas, gdy dziennikarz Karl von Weigand powiedział Bernaysowi, że Goebbels przeczytał wszystkie jego książki i posiadał nawet lepszą bibliotekę na temat propagandy niż on sam.

Wróćmy jednak do dzisiejszej PR. Strategia polegająca na finansowaniu fałszywych badań zwiększających opłacalność korporacyjnego biznesu wydaje się być wszechobecna: na przykład przemysł drzewny finansuje szkoły leśnictwa, gdzie uczą, że wycinanie drzew jest potrzebne w celu "poprawy zdrowia lasu".

Kolejną udowodnioną strategią jest badanie opinii publicznej w celu znalezienia odpowiedzi na pytanie o to, jakie przekazy najlepiej współgrają z ludzkimi wartościami i chęciami. Jeśli np. odkryją, że kobiety mają silną chęć uwolnienia się od męskiej dominacji, strategią może być marketing papierosów jako "pochodni wolności", jak to zrobił Bernays w latach 20-tych, kiedy podczas Wielkanocnej Parady Mody zorganizował w Nowym Jorku pochód, w którym młode kobiety szły machając zapalonymi papierosami. Ten pojedynczy chwyt reklamowy złamał tabu społeczne i podwoił rynek przemysłu tytoniowego.

Powinniśmy pamiętać, o co toczy się gra. Mówimy naprawdę o korporacjach, które dla zysku promują śmierć.

Najpotężniejsze firmy PR, takie jak Hill & Knowlton albo Burson-Marsteller często pracują dla brutalnych dyktatur. Większość waszyngtońskich firm zajmujących się lobbyingiem chętnie reprezentuje dyktatury.

Jak ci ludzie mogą patrzeć na siebie w lustrze?

Wydaje się, że bez problemu. Mają prestiż, spore garderoby, sześciocyfrowe pensje i drogie domy. Spotykają się ze znanymi osobistościami, politykami i szefami przedsiębiorstw. Sami sobie wmawiają, że to co robią, jest korzystne dla społeczeństwa albo że gdyby oni tego nie robili, robiłby to ktoś inny. Niektórzy agenci PR używają obrony norymberskiej: "Po prostu wykonywałem rozkazy". Mam znajomą, którą jeszcze w college’u zatrudniła firma PR. Podobało im się w jaki sposób pisała o sprawach związanych ze środowiskiem i powiedzieli jej: "Wszystko, co masz robić to pisać, a my będziemy Ci płacić dobre pieniądze". To było to, czego chciała i zarabiała więcej niż większość pisarzy. Później została wicedyrektorem firmy. I nagle, pewnego dnia, obudziła się zlana zimnym potem wiedząc, że już dalej nie może. Rzuciła tę pracę i wróciła do dziennikarstwa. Ale niewielu ludzi zdecydowałoby się na drogę, którą ona wybrała.

Jedną z rzeczy "zarządzanych" przez PR jest język. Przemysł drzewny i przedstawiciele Służby Leśnej starają się nie używać zwrotu "stare drzewa". Zamiast tego wolą "zmurszałe" lub "chylące się". Istnieją też specjalne eufemizmy oznaczające tereny, gdzie las jest wycinany w całości; moim ulubionym są "łąki okresowe".

Jeśli umiesz kontrolować terminy używane w debacie, wygrywasz za każdym razem. Jeśli czytasz coś o somatotropinie, "naturalnych proteinach" używanych w celu zwiększenia produkcji mleka w rolnictwie, twoja odpowiedź prawdopodobnie będzie bardziej pozytywna niż gdybyś czytał o wstrzykiwaniu mlecznym krowom genetycznie zmienionego hormonu wzrostu.

W jaki sposób firmy PR radzą sobie z zaszczepianiem tych nowych terminów w wiadomościach?

Dziennikarstwo przeżywa drastyczny upadek. Stało się dość podłą profesją. Komercyjne media są przedsiębiorstwami gnanymi żądzą zysku, zdominowanymi przez tuzin ponadnarodowych korporacji. Zatrudnienie w redakcjach informacyjnych ograniczono. Wiele z tego co widzisz w krajowych i lokalnych wiadomościach, to informacje przygotowane i nakręcone przez firmy PR i wręczane za darmo sieciom i stacjom telewizyjnym. Szefowie programów informacyjnych nadają te kawałki PR jako wiadomości, ponieważ jest to darmowy sposób na zapełnienie czasu antenowego i dodatkowo mogą zwalniać reporterów. Oczywiście nie tylko telewizja stanowi problem. Analitycy podają, że połowa lub nawet więcej z tego, co pojawia się w gazetach i magazynach jest żywcem przepisana z not prasowych produkowanych przez firmy PR.

To mnie nie zaskakuje. Może jestem po prostu cyniczny.

Szczerze mówiąc, jeśli nie jesteś cyniczny, to znaczy że nie rozumiesz co się dzieje. W rzeczywistości tryby mediów są oliwione przez korporacyjną reklamę wartości ponad 100 miliardów dolarów rocznie. Władza reklamodawców polegająca na dyktowaniu zawartości tego, co postrzegamy jako informację i rozrywkę wzrasta z każdym rokiem. Dziennikarze są wciśnięci pomiędzy pieniądze z reklamy wchodzące tylnymi drzwiami i informacje prasowe wychodzące przednimi.

Niektóre firmy PR, jak Carma International lub Video Monitoring Service specjalizują się w monitorowaniu wiadomości i dziennikarzy. Mogą natychmiast ocenić cały materiał związany z daną sprawą (tj. wszystkie przekazy prasowe, radiowe i telewizyjne), aby określić, które reportaże są korzystne dla interesów korporacji, kim byli reporterzy, kim są ich szefowie, itd. Firmy PR tworzą rankingi reporterów korzystnych i niekorzystnych z punktu widzenia interesów ich klientów, a następnie dbają o dobre stosunki z tymi, którzy współpracują i karzą tych, których prace były krytyczne. Pewne przedsiębiorstwa PR dostarczają dossier reporterów, aby w czasie pomiędzy pierwszym telefonem dziennikarza i odpowiedzią na niego przez wiceprezesa ds. komunikacji danej korporacji, mógł on poznać nazwisko zwierzchnika dziennikarza, wszystko na temat jego rodziny i przeszłości oraz wiele innych adekwatnych informacji.

Często słyszymy o aktach dobroczynności określanych jako "dobre public relations". Jak to działa?

Korporacje chcą, żebyśmy wierzyli, że są zatroskanymi, moralnymi "korporacyjnymi obywatelami" - cokolwiek to oznacza. Tak więc biznes wpompowuje miliony dolarów w organizacje dobroczynne i organizacje non-profit, aby podstępem skłonić nas do myślenia, że o nas dbają i sprawiają, że jest lepiej. Dodatkowo, korporacyjna jałmużna może kupować milczącą współpracę organizacji, które w przeciwnym wypadku mogłyby krytykować politykę korporacji. Pewne firmy PR specjalizują się w pomaganiu korporacjom w walce z działaczami niechętnych im organizacji społecznych.
Kilka lat temu, podczas przemówienia dla klientów z branży hodowców bydła, Ron Duchin, wiceprezes firmy PR Mongoven, Biscoe and Duchin (która reprezentuje prawdopodobnie czwartą część największych korporacji na świecie), nakreślił podstawową strategię "dziel i rządź" swojej firmy, która służy niszczeniu jakiegokolwiek ruchu społecznego. Jak wyjaśnił, aktywiści dzielą się na trzy podstawowe kategorie: radykałów, idealistów i realistów. Pierwszym krokiem jest wyizolowanie i marginalizacja radykałów, którzy jako jedyni widzą właściwe, strukturalne problemy, którym trzeba zaradzić jeśli rzeczywiście ma się wydarzyć konkretna zmiana. W celu izolacji, firma PR będzie tworzyć w społecznej świadomości wrażenie, że ludzie opowiadający się za fundamentalnymi zmianami są terrorystami, ekstremistami, outsiderami, komunistami, kimkolwiek trzeba. Po zmarginalizowaniu radykałów, firma PR identyfikuje i "kształci" idealistów - zainteresowanych i życzliwych członków społeczeństwa - przekonując ich, że zmiany zalecane przez radykałów byłyby szkodliwe dla ludzi. Celem jest zniechęcenie idealistów do współpracy z radykałami i zamiast tego sprawienie, żeby zaczęli współpracować z realistami.

Realiści są według Duchin’a ludźmi, którzy chcą reformy, ale nie chcą naruszać status-quo; wielkie organizacje społeczne, których byt zależy od grantów z różnych fundacji i datków od korporacji są najlepszym przykładem. Jeśli się nimi odpowiednio pokieruje, można liczyć na to, że realiści zawrą układ z biznesem, który może być reklamowany jako rozwiązanie korzystne dla obu stron, choć w rzeczywistości jest to zwycięstwo klienta.

Czemu ta strategia wciąż działa?

W pewnej mierze dlatego, że nie mamy prasy, która agresywnie bada i ujawnia kłamstwa i oszustwa PR. Jej sukces jest również odbiciem fatalnego stanu demokracji w naszym społeczeństwie. Tak naprawdę mamy jedną korporacyjną partię z dwoma skrzydłami finansowanymi przez potężne interesy. W krytycznych sprawach - jak opodatkowanie, opieka zdrowotna, polityka zagraniczna - rzadko dochodzi do niezgody. W głębi duszy, wszyscy chcemy wierzyć w te kłamstwa. Czy nie byłoby świetnie obudzić się i stwierdzić, że żyjemy w działającej demokracji? Że jesteśmy naprawdę reprezentowani przez naszych parlamentarzystów? Że nie musimy się martwic o niszczenie biosfery albo o bezpieczeństwo wody, którą pijemy i jedzenia, które jemy?

W rzeczywistości potrzebne są strukturalne reformy naszego systemu politycznego i ekonomicznego po to, żeby prawa obywateli były ponad prawami korporacji. Lecz ponieważ wielkie korporacje dominują w mediach, nie usłyszymy o tym z dzienników telewizyjnych czy "New York Timesa". Nie usłyszymy o tym od skorumpowanych polityków. Rozwiązanie zaczyna się od tego, że ludzie stwierdzają, że nie wystarczy wysłać czek w odpowiedzi na apel organizacji społecznej. Musimy stać się prawdziwymi obywatelami i osobiście angażować się w odzyskanie naszego kraju.
Wielkie organizacje ekologiczne, fundusze inwestujące pieniądze w etyczne przedsięwzięcia i inne tego typu grupy utrzymują mit, że jeśli tylko wypiszemy im czeki, to uzdrowią środowisko, zreformują sposób finansowania kampanii politycznych, ochronią wolność słowa i ograniczą władzę korporacji. Jest to groźny fałsz, ponieważ sugeruje on, że nie musimy pocić się i walczyć o to, żeby demokracja działała. Jest o wiele łatwiej wypisać czek na 20 lub 50 dolarów niż włączyć obawy związane z podstawowymi sprawami do naszej codzienności i zacząć organizować demokrację wspólnie z sąsiadami.

Wydaje się, że duże organizacje ekologiczne są szczególnie dobrym przykładem takiego fałszu.

E. Bruce Harrison, jeden z najefektywniejszych praktyków PR, wie o tym aż za dobrze. Zrobił błyskotliwą karierę, pomagając trucicielom niweczyć regulacje ekologiczne jednocześnie dając tym przedsiębiorstwom "zielony" image społeczny. W branży jest ironicznie nazywany "Dean of Green" . Jako długoletni przeciwnik ruchu ekologicznego, Harrison rozwinął szereg interesujących spostrzeżeń na temat jego porażek. Twierdzi, że "ruch ekologiczny w USA jest martwy. Umarł w ciągu ostatnich 15 lat, z powodu sukcesu." Myślę, że ma rację. Mówi o tym, że w latach 80-tych i 90-tych ruch ten stał się wielkim biznesem, a organizacje takie jak Audobon Society, Environmnetal Defense Fund, National Resource Defense Council stały się multimilionowymi biurokracjami konkurującymi ze sobą. Harrison pokazuje, jak Environmental Defense Fund (którego szef zarabia rocznie ćwierć miliona dolarów) zawarł układ z McDonald’s pod względem reklamy wart prawdopodobnie miliony dolarów, ponieważ pomógł "zazielenić" jego publiczny wizerunek . Te wielkie "zielone" organizacje nie są odpowiedzialne przed tysiącami jednostek, które dostarczają im pieniądze. Jednocześnie lokalne grupy środowiskowe są pozbawiane środków, które każdego roku są zbierane przez te potężne biurokracje.

Wydaje się, że głównym kierunkiem przemysłu PR jest staranie się o to, żeby społeczeństwo ignorowało przejawy zła.

Tom Buckmaster, prezes Hill & Knowlton, przedstawił kiedyś otwarcie najważniejszą zasadę PR: "Radzenie sobie ze skandalem jest ważniejsze od radzenia sobie z niebezpieczeństwem". Z punktu widzenia korporacji, jest to absolutnie słuszne. Niebezpieczeństwo nie jest problemem, jeśli przynosi pieniądze. Problem, lub raczej kryzys PR wymagający "zarządzania" powstaje wtedy, gdy społeczeństwo staje się świadome i aktywne.

W jaki sposób twoja praca w PR pomaga temu przeciwdziałać?

Przemysł propagandy do wynajęcia wypacza demokrację. Staramy się pomagać obywatelom i dziennikarzom uczyć się w jaki sposób są okłamywani, manipulowani i zbyt często pokonani przez wyrafinowane kampanie PR. Przemysł PR jest trochę jak niewidzialny mężczyzna w tym starym filmie Claude’a Rainsa: przestępstwa zostały popełnione, ale nikt nie widział sprawcy. W PR Watch staramy się naznaczać niewidzialnych manipulatorów jaskrawą, pomarańczową farbą. W demokracji obywatele muszą wiedzieć kto, jak i w imię czyich interesów manipuluje opinią społeczną i polityką. Demokracje najlepiej działają bez niewidzialnych ludzi.

Fragmenty wywiadu Derricka Jensena z Johnem Stauberem, który został opublikowany na łamach "The Sun".

(tłum. Maciej Muskat)

Źródło: Attac.pl