Kuźnia Kampanierów - logo

Z frontu

Jak kobiety wygrały kampanię w Liberii...

Liberia jest najstarszym niepodległym państwem w Afryce. Jest także jednym z niewielu krajów na świecie, którego powstaniu towarzyszyła utopistyczna wizja ludzkiej natury. Od 1822 r. osiedlali się w niej byli niewolnicy z USA, którzy w 1847 r. ogłosili powstanie własnego, niepodległego państwa. Mieli oni żyć w pokoju z członkami osiemnastu lokalnych plemion. Praktyka okazała się jednak zupełnie inna – historia Liberii to szereg okrutnych wojen domowych, zamachów stanu i morderstw politycznych. W najbardziej krwawym konflikcie, toczącym się nieprzerwanie od 1989 do 2003 r., zginęło blisko 200 tys. mieszkańców Liberii (przy życiu pozostało około 3,5 miliona).

Wydawać by się mogło, że w takich okolicznościach jakakolwiek inicjatywa pokojowa jest skazana na niepowodzenie. Wszyscy, którzy na przestrzeni lat odważyli się protestować przeciwko rzeziom, szybko stawali się ich ofiarami. Jednak w 2003 r. o pokój zaapelowały kobiety – do tej pory traktowane co najwyżej jako łup wojenny. Wiedziały, że jeżeli tym razem nie zareagują, ich kraj może przestać istnieć. Zarówno armie partyzantów, jak i siły rządowe nie przebierały w środkach – tworzyły oddziały dzieci-zabójców, poddawały żołnierzy działaniu narkotyków, zachęcały do masowych gwałtów, tolerowały kanibalizm. Inicjatywa kobiet, będąca odruchem ludzkiego sprzeciwu wobec otaczającego je horroru, szybko przekroczyła podziały religijne i etniczne. Swą organizację nazwały Liberian Mass Action for Peace. Była to pierwsza organizacja, w której działały chrześcijanki i muzułmanki. Od początku dystansowały się od polityki, podkreślając, że interesuje je wyłącznie pokój.

Film jest kronikarskim zapisem rozwoju masowego ruchu społecznego, tworzonego wyłącznie przez kobiety. Aktywistki postanowiły codziennie spotykać się na targu rybnym, obok którego przejeżdżał liberyjski dyktator Charles Taylor. Początkowo było ich zaledwie kilkanaście, ale szybko liczba ta urosła do kilku tysięcy. Padający deszcz, piekące słońce, zabłąkane kule karabinowe – nic nie było w stanie ich stamtąd usunąć. Były ubrane w białe stroje, niosły plakaty z wymalowanymi hasłami. Choć zakrawa to na cud, po kilku miesiącach wymusiły na stronach konfliktu przystąpienie do rokowań pokojowych. Ze względów bezpieczeństwa toczyły się one w Ghanie – aktywistki LMAP pojechały tam, by nadzorować rozmowy. Odniosły kolejny sukces – presja przez nie wywierana walnie przyczyniła się do szybszego zawarcia pokoju. Powstrzymało to codzienną rzeź na ulicach stolicy Liberii.

Za reżyserię i produkcję filmu odpowiadały feministki z USA, od lat wspierające ruchy kobiece w Afryce. W swoich życiorysach mają współpracę z takimi tuzami zaangażowanego dokumentu jak Michael Moore czy Raoul Peck. Realizacja dokumentów jest dla nich jednym ze sposobów walki o lepszy, sprawiedliwszy świat bez wojen i ucisku.